Podczas ostatnich zajęć na studiach i remontu naszego gościnnego pokoju rzuciły mi się w oczy i serce dwie rzeczy. Duży zegar, trzymany w ręce, który jest na ilustracji tego rozmyślania i przekroje z rysunku technicznego, które ilustrują nam wnętrze przedmiotów niewidoczne na pierwszy rzut oka, kiedy patrzymy na nie powierzchownie. Wydawałoby się, że te dwie rzeczywistości nie mają z sobą nic wspólnego, ale ja dostrzegłem pewien wspólny mianownik, który jest przestrzenią, do której nasz Ruch chce nas wychowywać do swobodnego, w wolności wzrostu w miłości i dostrzegania rzeczywistości jej taką jaką jest, a nie jaką wydaje się być, kiedy patrzymy na nią czysto po ludzku, czyli oczyma i sercami zranionymi tajemnicą grzechu pierworodnego.
Zegar z ilustracji jest w opakowaniu kartonowym oraz w folii zgrzanej, a wskazówki są równo złożone w plastikowym futerale. Oczywiście zegar jest pozbawiony baterii, które cały mechanizm napędzają, by wskazywał czas na tarczy zegara. Kiedy kupowaliśmy go razem z Żoną, taka myśl przyszła mi do głowy, że „mamy czas”. Takie iluzoryczne wrażenie, że posiadamy czas, tylko dlatego, że posiadamy urządzenie ten czas ćwiartujący na sekundy. Mamy czasu tyle i nam powierzono do zagospodarowania miłością w ciągu naszego życia. Może się nie pomylę, kiedy metaforycznie powiem, że jesteśmy dzierżawcami tego pola czasu, z którego Ten, który nam zaufał, chce zebrać plon miłości we właściwym czasie, czasie, który On sam zna i o porze, jaką sam wybrał. Nieważne czy to będzie wiosna, lato, czy jesień życia. On wie, kiedy wszystko powinno być dojrzałe, ale od nas zależy, czy rzeczywistość naszego życia wskazywać będzie dwudziesto-, pięcio-, czy stokrotny dojrzały owoc współpracy z Jego łaską. Mamy takie wrażenie, że posiadamy ten czas, jeszcze. Doświadczenie pożegnania mojego Taty, który mógł jeszcze żyć – jak to mamy w zwyczaju mówić, podpowiada jednoznacznie, że nie powinniśmy zwlekać z realizacją wszystkich zadań i zaproszeń, jakie otrzymujemy z dobrej ręki naszego Ojca w niebie lub wypływające z pragnień jakie ma względem nas Ukochana Matka, wyrażone w naszych Aktach Założycielskich, bo te dzieło jest jak konstytucja określająca i regulująca wszystkie ścieżki, którymi mają się poruszać Jej powierzone dzieci, za które wzięła odpowiedzialność. Czas kolejnych etapów wzrostu Ona wybiera kierując się miłością i znajomością nas samych. Można powiedzieć chyba, że tą baterią napędzającą zegar odmierzający czas naszego życia na ziemi jest miłość Boga. Potem przekraczamy granice czasu, próg wiary i wszystko staje się jasne, bo poznajemy Go takim jakim jest przez całą wieczność.
Poprzednie rozważanie było już wołaniem i zapytaniem o to, czy nie zwlekamy lub nie migamy się przed podjęciem świadomej decyzji o wejściu na drogę wzrostu i stałej formacji w szkole oficerskiej wiary MTA, jako Jej kadeci gotowi na wszystko w duchu in blanco. Znaleźliśmy odpowiedzi na pytania tam postawione? Udało nam się zidentyfikować przyczyny wewnętrznego oporu? Może ktoś powiedział: pragnę Matko, czego Ty pragniesz dla mnie. Prowadź!
Drugą rzeczywistością jaką odkryłem dzięki podjętym studiom inżynierskim, ale nie w dziedzinie naukowej, tylko w dziedzinie ducha, jest nasza ograniczona możliwość postrzegania i zrozumienia wszystkiego, co nas spotyka i to co czyni nas ludźmi zawiedzionymi pozorną szarością życia. Doświadczamy różnych sytuacji, ale najważniejszym pytaniem jakie chyba sobie zadajemy, to pytanie o sens i cel wszystkiego. Jednak jesteśmy niewłaściwym adresatem pytania, bo to tak, jakbyśmy pytali kamień dlaczego tu leży. Tym, który wszystko wspaniale poukładał jest Bóg i we wszystkim, co dzieje się wyraża się Jego miłość do nas. Tak jak płaszczyzna przekroju odkrywa przed patrzącymi, to czego nie widać, tak tym co daje nam zrozumienie głębsze życia jest wiara w Opatrzność Boga, ale nie skierowaną na zaspakajanie tylko moich potrzeb, bo wtedy mielibyśmy do czynienia z magicznym traktowaniem tajemnicy wiary, tylko na pytanie skierowanie do Tatusia: co chcesz mi dać? Odkryj przede mną zamysł Twojej miłości w tym, czego doświadczam. Chcę odpowiedzieć! Chcę wydać większy plon miłości! Chcę porzucić wszystko we mnie, co jest murem pomiędzy mną i Tobą! Jak oblubienica ukrywa się w ramionach Oblubieńca, tak ja ukrywam się w Tobie. Ojciec Kentenich mówił, że wydarzenia dnia są małymi prorokami Boga. Dialog z Bogiem jest nie tylko możliwy, ale naturalnym sposobem funkcjonowania Jego dzieci. Bóg nas nie tylko nazwał swoimi dziećmi, ale uczynił nas nimi i w tej relacji chce z nami trwać od dnia Chrztu świętego po zaślubiny w wieczności. Możliwe, że mamy wiele pytań o wiele wydarzeń i relacji bardzo wymagających, ale do tej pory mówiliśmy Ojcu o naszych potrzebach i oczekiwaniach. One były w centrum naszego spotkania z Nim, a nie Jego miłość, bo może On zaprasza nas do nawrócenia, do miłości za darmo, czyli pomimo wzgardzenia naszą miłością. Wiem, że wyrzeczenie się tego, by nasza miłość, czy posługa była zauważona i doceniona bardzo wiele nas kosztuje, nie wyłączając piszącego ten rozważanie, ale czy wtedy, kiedy się wyrzekamy, nie stajemy się najbardziej podobni do Oblubieńca i czy ten rodzaj miłości jest dla osób stojących obok nas dowodem na to, że nie żyjemy swoim życiem, ale że żyje w nas Chrystus. Nogi jakie przyjdzie nam nieraz obmywać nie będą zawsze czyste, ale częstokroć zapach obornika grzechu będzie nas odrzucał i pobudzał do osądu i budowania murów zamiast mostów łączących dzięki łasce Ducha Świętego. Jedynym, który widzi rzeczywistość we wszystkich możliwych płaszczyznach przekroju wydarzenia, nas i drugiego człowieka jest Dobry Bóg. On chce wychowywać nas przez miłość do doświadczenia nieba. Prawdopodobnie to, co w nas najbardziej krzyczy NIE w tej sytuacji jest tym, co On, Najczulszy chce w nas uzdrowić, poukładać, uwolnić. Stań pod krzyżem i uwielbij Go złożeniem, przerzuceniem wszystkiego na Niego, bo Bogu zależy na Tobie i On może dać Ci klucz zrozumienia, którym jest Jego miłość. Zapuść korzenie w Jego miłości, a nie w zranionych grzechem swoich emocjach. Emocjach zranionych swoim i cudzym grzechem.
Mamy czas na pytania tutaj na ziemi albo znajdziemy je po przekroczeniu progu czasu, kiedy Bóg odkryje przed nami wszystkie swoje karty, których nie widzieliśmy wcześniej nie dlatego, że On je ukrywał przed nami, ale dlatego, że nie chcieliśmy ich zobaczyć, bo koniecznie chcieliśmy wygrać z innymi z tymi kartami jakie nam się wydaje, że posiadamy. Bez klucza zrozumienia będziemy rozczarowani. Przyjmując każdą odpowiedź z ust Boga, będziemy pełni wdzięczności pomimo trudu, choroby, pozornej samotności, bo będziemy ludźmi wolnymi, czyli zdolnymi do każdego rodzaju miłości wyrażającej się przez służbę tak jak Bóg chce, tam gdzie Bóg chce i jak długo chce. Oby miłość do MTA pobudzana w nas przez Ducha Świętego zapalała nas nieustannie do większej i większej miłości za darmo na dzierżawionym polu czasu.