Sobota, za chwilkę południe. Mamy czas na przemyślenia. Zadałem wcześniej szereg pytań, które wymagają uzasadnienia; skoro powiedziałem, że odpowiedzi na nie znalazłem w drodze Szensztatu. Jest to kwestia uczciwości. Ktoś powie, że okrągłe twierdzenia są jak piłka, odbijają się od ziemi i ludzi. Droga Szensztatu natomiast jest powiązana z codziennością i zdobywaniem siebie w posłuszeństwie miłości niezależnie od stanu, w jakim żyjemy. Realizm i twarde stąpanie po ziemi jest tym, co jest pociągające w naszej Wspólnocie i Rodzinie zarazem.
Chodzi za mną obraz małych dzieci, które mogą codziennie stawać przy ościeżnicy lub ścianie proszących, by mama zaznaczyła, ile one urosły od wczoraj. Ja sam przecież postępowałem tak samo w domu rodzinnym. Pamiętam, że przy drzwiach kuchennych były wykresy wzrostu nas wszystkich. Mam trzech braci. Pomimo dużej ilości kresek na ścianie, każdy z nas wiedział, o ile urósł od ostatniego pomiaru, bo zanim odeszliśmy od ściany, bardzo uważnie przyglądaliśmy się odpowiadającemu nam znacznikowi. Istotne było, by temu towarzyszyła Mama jako najbardziej obiektywna osoba na świecie w oczach dziecka. To Ona musiała kłaść nam rękę na głowie i przykładać ją do ściany. Wiadomo, potem chwaliliśmy się ojcu, o ile urośliśmy. Tata ze zdziwioną miną mówił: Poważnie!? O proszę, jak wy rośniecie! Rozpierała nas duma. Z wielką radością wspominam również chwile, kiedy siłowaliśmy się z Tatą. Pomiędzy nami chłopakami najstarszymi był rok różnicy, potem urodził się brat o 6 lat młodszy, a na sam koniec Bóg obdarzył nas najmłodszym bratem, młodszym o 20 lat. Ma się rozumieć były pojedynki 1 na 1, 2 na 1. Zawsze tym zawodnikiem solo, był Tata. Był niezwyciężony. Był siłaczem. Czasami, kiedy już był zmęczony, pomimo przewagi siły, my staraliśmy się go za wszelką cenę przewrócić z pozycji siedzącej na plecy, a On ze zdziwieniem mówił, że mamy tej siły coraz więcej. Wyobraźcie sobie dumnych małych chłopców z rękami założonymi na biodrach, którym udało się zmęczyć ich bohatera. Tata nie był aniołem, ale te wspomnienia są zawsze powodem wdzięczności. Można powiedzieć, że to są niezapomniane momenty życia. Zresztą moim chłopcom również podarowałem te niezapomniane chwile. Sam przecież miałem wiele frajdy z tych zapasów.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Zdałem sobie sprawę z tego, że zauważa wzrost ten, kto obserwuje proces wzrostu oraz to, czy w tej, czy innej dziedzinie robimy postępy. Czy wkładamy właściwą ilość energii fizycznej, duchowej w dany aspekt życia? Czy przynosi to trwałą albo tymczasową, doraźną zmianę? Można powiedzieć, że kto nie mierzy, ten nie wie, czy we właściwym kierunku i właściwymi drogami podąża do celu. Prostym przykładem jest nasz GPS w samochodzie. Ten działa w automacie po włączeniu właściwej aplikacji i pozwala szybko zorientować się, gdzie jesteśmy, a ten nasz, który pozwala nam szybko zorientować się w naszej drodze duchowej, wymaga od nas wysiłku i jest narzędziem MTA w prowadzeniu nas w samowychowaniu, a więc jest związany z łaskami, jakie Maryja chce i może wyjednać tym, którzy podążają i dają się prowadzić tą drogą. Ktoś powie, że wzrostu duchowego i siły woli nie można zmierzyć, ponieważ ta dziedzina wymyka się szkiełku powiększającemu. Tutaj jednak naszym szkłem powiększającym jest nasza wewnętrzna uwaga, stojąca na straży tego, co w imię miłości zobowiązaliśmy się realizować poprzez nasz wolny wybór. Jesteśmy wolnymi wioślarzami i wiemy, że to co nie jest narzucane, ale stanowi nasz świadomy wybór, ma największe szanse powodzenia. Czy nie czytamy w naszych Aktach Założycielskich: „Udowodnijcie mi przede wszystkim, że mnie rzeczywiście kochacie, że poważnie traktujecie swoje postanowienia” (Pierwszy Akt Założycielski pkt. 11). Mówimy zatem o faktach. Fakty, czyli wydarzenia z naszego codziennego życia można przecież policzyć. Ktoś powie, że popisywanie się liczbami sukcesów, może wbić w pychę. Tymczasem uczciwe, sumienne i realne patrzenie na siebie grzesznika, raczej uczyć nas będzie pokory wobec Boga i Maryi i drugiego człowieka, który tak jak ja może się zmagać z własnymi skłonnościami i wadami, po prostu uczy się kochać przez kochanie. Małe dzieci niecierpliwią się, gdy im nie wychodzi to i owo, ale zawsze przychodzą do swojej Mamy z komunikatem, że mają problem, z którym sobie nie radzą. To prawda, to nie statystyki czynią nas świętymi, ale wierne, wręcz heroiczne wykonywanie obowiązków naszego stanu, z możliwie największą w danej chwili miłością wspieraną łaską. Czy istnieje bardziej poważny sposób traktowania swoich zobowiązań, postanowień niż spisanie ich i weryfikowanie ich regularnie z Maryją, dla Niej? Czy istnieje większy kapitał miłości niż całkowite uzależnienie się od Niej, w realizacji Jej pragnień względem nas? Czy taki zapis nie staje się listem miłości skierowanym do Niej? Czy uczciwość do szpiku sumienia nie jest drogą do świętości? To, co robimy z miłości jest największym wkładem do kapitału łask, który jest Jej skarbcem.
Takim utrwalanym zapisem naszej drogi do świętości przebytej z Maryją w Ruchu, jest Duchowy Porządek Dnia. W nim wszystkie nasze postanowienia ulokowane w sposób usystematyzowany stają się naszym planem, mapą z celami, metodą badania swojego serca i motywacji, które nam towarzyszą w przeżywaniu coraz głębszym swojego życia. Czy warto? Na to pytanie musimy sobie indywidualnie odpowiedzieć. Nasz Ruch Stworzył aplikację DPD, ale klasyczny osobisty notatnik wypisywany ręcznie w niczym nie ustępuje wersji multimedialnej, bo esencją nie jest forma zapisu, ale wierność heroiczna.
Tekst: Mariusz Borkowski (Liga Rodzin Archidiecezji Katowickiej)