Wszyscy lubimy, kiedy jesteśmy odwiedzani przez naszych znajomych lub krewnych, ponieważ wtedy możemy zacieśniać więzi, poprzez spędzony razem czas na rozmowie, żartach, zabawie. Teraz jest sezon grillowania, więc te spotkania najczęściej odbywają się w plenerze. Dym i smakowite zapachy towarzyszą tym spotkaniom. Osoby, które nie mogą wysiedzieć na dworze z powodu upału, chowają się w zaciszach domowych lub pod zacienionym tarasem. Łakocie są również nieodzownym elementem tych spotkań. Ciastka, ciasta, lody… Brzmi smacznie i każdy z nas pod tymi pojęciami teraz wyobraża sobie swój ulubiony deser. Ślinka cieknie? Ja też, kiedy to piszę, czuję wzmożoną pracę ślinianek. Zjadłoby się. Dla każdego zazwyczaj mamy coś przygotowanego. Nie chcemy marnować czasu na niepotrzebne czynności kuchenne, które miałyby nas odciągać od gości. W dylemacie: mieć gości, czy być z gośćmi, zazwyczaj wolimy spędzać z nimi czas niż uwijać się w kuchni. Zrozumiałym wydaje się zatem fakt, że podczas ważnych uroczystości rodzinnych wolimy zdecydowanie bardziej spotkać się w restauracji i mieć czas dla zaproszonych, niż stać w kuchni i zasuwać. Trzeba zapłacić, ale…
A co się dzieje, kiedy mamy tzw. nieproszonych gości, takich “gości niespodziankę”. Każda pani domu raczej unika takich sytuacji i woli zaplanować spotkanie, niż uśmiechając się serdecznie na powitanie, wymieniając się uściskami, myśleć: co ja podam? Cieszymy się ich widokiem serdecznie, ale jesteśmy zaskoczeni. Po prostu. Większość gospodyń domowych ma tam, gdzieś, schowane przed domowymi łakomczuchami jakieś łakocie właśnie na taką chwilę. Skromniej kogoś ugościmy, ale radość ze spotkania przewyższa chwilowy stres, który nam towarzyszył przy drzwiach. Tacy niezapowiedziani goście zazwyczaj wiedzą, że ich wizyta jest zaskakująca i nie przesiadują długo w naszych domach, ale sam fakt radosnego oblicza gospodarza na ich widok jest bezcennym potwierdzeniem tego, że są dla nas kimś ważnym, chcianym, a poprzez te małe domowe zapasy po trosze oczekiwanym.
Dylemat “mieć ciastko, czy zjeść ciastko” można przenieść na inne dziedziny życia. Można przenieść go również na płaszczyznę życia duchowego naszej Rodziny, a nawet może stać się odskocznią do czegoś więcej.
Gdzie w Piśmie Świętym możemy ten dylemat zaobserwować? Ja widzę jedno miejsce. Jest nim wizyta Jezusa u Marty i Marii, sióstr Łazarza. Widzimy tam te dwie postawy. Marta ma gościa. Maria jest z Gościem. Obie go znały, ale sposób realizowania miłości względem Jezusa jest odmienny.
Marta chce ugościć Przyjaciela rodziny, ale nie ma czasu na to, co jest esencją spotkania, czyli wspólnie spędzony czas. Robi to dla Jezusa, ale się z Nim nie spotyka w takim nawale pomysłów jak Jezusa uraczyć. Dziwne. Ma plan i potrzebuje pomocy, aby go zrealizować. Gość zostanie sam w gościach. Można powiedzieć, że Gość zszedł na drugi plan, a ona i jej troska, plan jest ważniejszy. Czy jest w tym coś nadzwyczajnego lub gorszącego? Nie. Każdy człowiek, który chce gościć Jezusa, przechodzi przez ten etap starania się o stworzenie najlepszych warunków do spotkania. Zastawiamy stół, zanim przyjdzie Gość. Jest to normalne. Spodziewamy się i przechodzi nas dreszczyk emocji na myśl o spotkaniu. Czy to niedobrze, że Marta stara się? Dobrze, bardzo dobrze.
Maria jest skoncentrowana na Gościu. Można powiedzieć, że jest zauroczona, wpatrzona, zasłuchana, nieobecna dla świata, jest na wyłączność dla Jezusa. Czy ta totalna uwaga Marii mogła pozostać niezauważona przez Jezusa? Jezus zna serca i wie, czy przylgnęliśmy do Jego Serca, czy spijamy słowa z ust Jego jak nektar, czy traktujemy Jego Słowo jako prawo życia, a nie jak wariat możliwy, jeden z wielu dostępnych, niekonieczny. Jezus wie, czy wierzymy Mu. Jezus wie i widzi gotowość wdrożenia Słowa i za tym spojrzeniem podąża łaska i błogosławieństwo potrzebne do realizacji każdej drogi wskazanej przez Niego. Można powiedzieć, że postawa Marii to droga kontemplacji Oblicza Jezusa. Czas spędzony z Jezusem sam na sam pośród innych zgromadzonych wokół Jezusa przynosi owoc głębszego zrozumienia siebie, Boga, codzienności jako drogi do Ojca, drogi z Jezusem w mocy Ducha Świętego.
Która postawa jest lepsza? Jedna i druga postawa, to miłość tak rozumiana w tej chwili. Jezus wskazuje, że bez postawy Marii czynne zaangażowanie Marty może okazać się błądzeniem, aktywizmem, szukaniem we mgle woli Ojca, ponieważ nie ma czasu na zasłuchanie i adorację, z której wynika zrozumienie nie tylko woli, ale i poruszeń, i pragnień Umiłowanego Boga. Bóg odkrywa swoje Serce tym, którzy znajdują czas na przylgnięcie, na chwilę sam na sam, twarzą w Twarz. Niech nikt nie myśli, że miara czasu dla każdego jest taka sama. Każdy zgodnie ze swoim stanem może takie chwile, dłuższe lub krótsze zarezerwować. Życie w tej chwili staje się alkową, gdzie intymność intymności z Bogiem staje się płodna, kreatywna, jest momentem zarumienienia, ale i złożenia całej swojej ufności w Oblubieńcu. Nie powinna nas dziwić taka praktyka, że w Regułach wielu zakonów Eucharystia i adoracja Pana jest uznawana za fundament życia aktywnego.
Szensztat daje nam właśnie taką regułę życia, opartą na zbalansowaniu pomiędzy życiem intymnym z Jezusem i życiem aktywnym dla Niego. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że proponuje nam coś więcej niż harmonię, ponieważ mówi i proponuje nam zadomowienie w Sercu Boga, adorację Jego działającego Syna w mocy Ducha w nas i otaczającej nas rzeczywistości i jednoczesne wchodzenie w gotowość spełniania Jego pragnień oraz ich realizację tak, jak On tego chce, jak długo chce i w sposób jaki On tego chce, właśnie tu i właśnie teraz. Ta łaska zadomowienia w Sercu Boga i Jego pragnieniach rodzi łaskę otwartych oczu pełnych podziwu, że Bóg może tak wiele. Magnificat staje się pieśnią życia. Łaska przemiany serca jest utrwaleniem starannego i wiernego trwania przy Jezusie oraz miłości do Niego praktykowanej w naszym życiu wobec tych, których Bóg do nas posyła, których Bóg nam powierza. O. Kentenich mówi wielokrotnie, że Bóg i Maryja nam ufają, dlatego nam kogoś powierzają i do kogoś nas posyłają. Mając tak grube korzenie zanurzone w intymności intymności, adoracji i kontemplacyjnym przeżywaniu swojego życia jako środowiska objawiania się Miłości, takie posłannictwo owocuje skutecznością. Nie siłą czy mocą naszą, ale dlatego, że nadobfitość miłości staje się słodyczą Boga, której potrzebuje świat, świadectwem Jego obecności i miłości w nas zwróconej ku niemu. Czy to jest możliwe? Gdyby nie było możliwe przy współpracy z łaską, to Bóg i Maryja nie proponowali by nam takiej drogi. Czy to jest proste? Tak, ale wymaga dziecięcej ufności, którą chce nas MTA obdarować. Czy jest banalne? Nie. Wymaga stałej uwagi serca i ducha, rozeznawania poruszeń i uległości natchnieniom Ducha Świętego. Czy jest konieczną drogą? Jestem przekonany, że bez nieustannego bycia w takim usposobieniu duszy, ducha i rozumu pobudzonych łaską, nasze posłannictwo będzie opowiadaniem, a nie proklamowaniem Maryi jako Zwycięskiej Królowej z Szensztatu.
Jezus nie chce być gościem, chcianym na chwilę wizyty. On chce zadomowić się w naszym życiu. On chce iść związany jarzmem słodkiej więzi z nami przez każdy moment naszego życia. On sam chce nam mówić jak kochać i czynić tę miłość możliwą. Inni będą mówić o heroiczności, ale my będziemy czynić tak, jak czyni nasz Bóg, jak uczy nas Maryja, najbardziej pragmatyczna i zakorzeniona, zadomowiona w Bogu osoba jaką znamy. O. Kentenich ten sekret Maryi odkrył i zawarł w naszych Aktach Założycielskich, jako drogę na miarę naszych czasów. Zapuszczaj korzenie, miej uważne serce, pozwól oczyszczać się Jezusowi, a będziesz wydawać owoce obfite. Twoje życie stanie się nie dającym się nie zauważyć transparentem o treści: skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan. Nie musimy być Marią lub Martą, ale powinniśmy być Marią i Martą w swoim wnętrzu. Zasłuchani i posłuszni wszystkiemu, co wypowie lub czego pragnie Jezus lub Maryja. Mamy ukochać przebywanie przy Jezusie z Maryją nasycając się miłością jak gąbka w wodzie, by potem Maryja mogła wycisnąć tę miłość z nas innym. Ta miłość ożywiana mocą Ducha Świętego staje się strumieniami żywej wody tryskającej z naszych wnętrz. Napisałem “wycisnąć”, ponieważ ta miłość będzie wbrew naszym pragnieniom ucieczki i wycofania się z powodu obaw o siebie, czy lenistwa, ale wierzę, że Maryja natychmiast da nam poznać, że to nie z nas ta przekonująca siła miłości i że będąc w dłoniach Maryi, jej narzędziem, uległym i pokornym, możemy przyczyniać się do zbawienia wielu. Jezus powiedział “oto ja was posyłam” i posyła razem z Maryją. Ona jest Morzem miłości ukrytym w Oceanie. Może czujesz się czasami kałużą, ale jeżeli jesteś Jej Kałużą, bo dałeś Maryi prawo posługiwania się sobą na mocy przymierza miłości w sposób nieodwołalny, to spodziewaj się wielkich rzeczy, które Pan tobie uczyni i przez ciebie. Słodkie jarzmo miłości nie jest więzieniem, ale drogą do wolności, więzią życiodajną.
Aneta i Mariusz Borkowscy
Liga Rodzin