Kopernik. Świat widziany inaczej.
Słyszałem nie raz od ludzi, że szklanka jest do połowy pełna, albo w połowie pusta. Podobnie, kiedy jesteśmy na pustyni i mamy połowę butelki wody, możemy powiedzieć, że: „zaraz umrzemy, bo została tylko połowa butelki wody” albo że: „mamy jeszcze pół butelki wody i mamy szansę na przeżycie, bo jeszcze wiele może się wydarzyć”. Wszystko zależy od naszego nastawienia do rzeczywistości, czy będziemy zdolni do kreatywnego współpracowania z rzeczywistością albo czy będziemy bierni, pozbawieni energii, wycofani. Tutaj każdy decyduje w jaki sposób podchodzi do nawet zaskakujących nas okoliczności życia. Wielu ludzi niewierzących w ten sposób dodaje sobie odwagi i otuchy w radzeniu sobie z tym co ich zaskoczyło. Zdanie „dobra strona, złej strony” może stymulować do nieustannej nauki, wyciągania wniosków, szukania możliwości pozytywnych rozwiązań. Jakoś trzeba sobie radzić.
Mamy rozmaite naczynia o rozmaitym kształcie i przeznaczeniu, ale łączy je jedna rzecz – objętość. Każda ma swoją miarę pojemności, pomimo różnego zastosowania. Mierzymy objętość w kuchni, aptece, przemyśle, w handlu, budownictwie. Naczynia mogą być szklane, plastikowe, stalowe, nawet kamienne. Wszystko zależy od ich przeznaczenia. Chcę się z Wami podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi chyba najpopularniejszego naczynia, jakim jest butelka plastikowa z nakrętką i tym, jaki widzę związek pomiędzy nią, a rzeczywistością Szensztatu, całym bogactwem jego głębi.
Jeżeli porównamy butelkę do rzeczywistości naszej Rodziny, nakrętkami bądźmy my, złączeni wewnętrzną, tj. nadprzyrodzoną więzią Przymierza Miłości. Ta więź jest szyjką butelki. Pod nakrętką – w szyjce butelki – jest powietrze, które bezpośrednio sąsiaduje z nami i wodą w butelce. To niech będą nasze słabości w całym swym bogactwem i oryginalnością każdego z nas. Woda to łaska umieszczona w ramach charyzmatu, którym jest pozostała część butelki. Wiadomo, że jest to zawsze świeża woda, bo jest darem Ducha Świętego, który zawsze jest ten sam i obdarza zawsze swoją świeżością tych, którzy dają Mu się prowadzić bezwarunkowo. Ten obraz pracuje we mnie od jakiegoś czasu. To powietrze naszych słabości w naszej rzeczywistości nieustannie nas oddziela od łaski i chociaż mamy pragnienie zachłyśnięcia się wodą łaski, to grzeszność i nieporadność miłości, wraz z oskarżeniami Złego dają nam „kopa w tył”. Wydaje się być to bariera nie do przebicia. Jednak rzeczywistość całości jest inna…
Czego więcej jest w pełnej butelce: wody czy powietrza? Co przeważa: łaska czy słabość lub grzech? Dlaczego dajemy sobie wcisnąć błędny obraz siebie samego w Szensztacie, Kościele? Czy nadobfitość Boga jaką rozlewa na nas przez MTA, może być przesłonięta domieszką naszej słabości? Może, ale czy powinna? Gdzie przykładamy szkło powiększające naszej uwagi. Sami możemy zdecydować o tym przeogniskowaniu naszego obiektywu z nędzy na łaskę. Nie znaczy to, że nędza przestała istnieć. Nie. Będzie na właściwym miejscu. Jeżeli Bóg jest na pierwszym, to wszystko inne na swoim, właściwym miejscu. Jak tego dokonać? Widzę pewną możliwość. Przewrót, a dokładnie przewrót butelki, obrót jej do góry dnem. Jeżeli poprzedni obraz jest obecnym sposobem spostrzegania rzeczywistości, to co się stanie i jakie mogą być konsekwencje postawienia wszystkiego do góry nogami. Jaki mamy obraz? Cała pełnia łaski Ducha Świętego jaka jest darem w ramach Szensztatu, staje się dostępna dla nas, a słabości nasze i grzeszność, stają się dla nas widoczne, ale prześwietlone łaską, ponieważ ten ogrom bogactwa łaski jest pierwszą perspektywą jaką widzi korek lub nakrętka. Łaska, łaska, łaska przegania łaskę w pracy nad tym co prześwietlone miłością Ojca. Czy nędza przestała istnieć? Nie. Po prostu jest na właściwym miejscu. Czy doświadczanie nadmiaru miłosierdzia nie da nam odwagi potrzebnej do pozwolenia MTA na wszystko w naszym życiu i chodzeniu, tak jak Ona chce tam, gdzie Ona chce; tak długo, jak Ona chce, bez zastrzeżeń?
Ojciec Kentenich mówił o morzu zmiłowań. One stają się pierwszą pespektywą życia, nie tylko duchowego, ale na każdej płaszczyźnie życia. To, co słabe, staje się przedmiotem opracowywania przez miłosierne ręce Ojca.
Nie wiem, czy ktokolwiek próbował postawić butelkę na nakrętce. Na korku nie ustoi i nie będzie stabilna. Nie przetrwa podmuchu wiatru, czy delikatnego trącenia. Korek, gdyby myślał, że on sam potrafi ogarnąć siebie i ogrom łaski, to właśnie upadł. Co zrobić? Kiedy ten ogród Maryi w nas może, nie tylko przetrwać wichry wojen wewnętrznych i zewnętrznych wstrząsów? Nie wtedy, kiedy będzie próbował trwać niewzruszenie sam z siebie. Jedynie wtedy butelka nie przewraca się, kiedy jest trzymana w ręku. Tymi rękami, są ręce Maryi. To Ona jest tą, której przez Przymierze Miłości daliśmy prawo do sadzenia, wyrywania, rozkwitu, hartowania, budowania i burzenia w nas wszystkiego, aż do dojścia do właściwego nam poziomu świętości upragnionej przez Boga Trójjedynego i Zwycięską Królową z Szensztatu. Okoliczności, czasy i miejsca są wybrane, droga w charyzmacie Ruchu przygotowana. Ludzie, których kochamy i których nam Bóg z MTA powierzają, czekają na nas nowych, do nich posłanych. Czuj się osobiście zaproszony przez Tego, który czyni zawsze świeżym charyzmat Szensztatu do tej głębokiej i pasjonującej drogi formacji w głąb. Narzędzia tzn. praktyki samowychowywania Ruchu w Jej rękach mogą i powinny nas doprowadzić do szybkiego, radosnego wzrostu, bo nie postawiliśmy na siebie i swoje uzdolnienia, ale bezpiecznie jesteśmy ulokowani i wychowywani w ogrodzie Maryi, tylko od Niej wszystkiego oczekując, wszystko ziarnko po ziarnku oddając do Jej dyspozycji.
Wybór sposobu trwania w Rodzinie wybieramy codziennie, dzień po dniu wybierając drogę wierności pragnieniom Boga względem nas. Zostaliśmy wybrani przez Boga i MTA do trwania i wzrostu w tej Rodzinie. Nastawienie, o którym mówiłem na początku nabiera nowego wymiaru i wymaga radykalizmu wiary; „skoku wiary”, jakby powiedział o. Kentenich. Perspektywą nadprzyrodzoną przesycona może być każda chwila i to ona definiuje naszą teraźniejszość, jutro, przyszłość, wieczność. Od naszej decyzji zależą nie tylko losy nasze, ale i tych, do których Maryja zamierza nas posłać. Od tego, czy ktoś zobaczy radosnego świętego w rodzinie, czyli radosnego dawcę, zależeć może ilość powołań, także w naszej Rodzinie i Kościele. Jedynie uzależnienie od Boga i MTA jest tym, którego Oni pragną i powierzają naszej wolnej woli. Ono jest widoczne gołym okiem i jest pociągające. Jeżeli ktoś zapyta, czy możliwym jest, by pomimo słabości być wolnym, ufnym i bezpiecznym jak dziecko, jak ono dać się prowadzić i wychowywać, w radosny i hojny sposób być posłańcem MTA, to możemy powiedzieć śmiało: z Maryją całą w Bogu wszystko jest możliwe, bo dla Niego nie ma nic niemożliwego. Ja jestem i TY możesz być, swoim „Kopernikiem”, bo przestaję krążyć wokół siebie i zaczynam wchodzić na orbitę wyznaczoną mi przez MTA.
Z Maryją wszystko, wszędzie, w naszym „tu i teraz”!
Mariusz Borkowski (Liga Rodzin archidiecezji katowickiej)
Zdjęcie: Cosmindoro