100-lecie Ruchu Szensztackiego w Rzymie
Ku mojej ogromnej radości było mi dane obchodzić uroczystość 100-lecia Ruchu Szensztackiego w Rzymie. Chciałam się podzielić swoimi przeżyciami z tego wyjątkowego czasu.
24 października godzina 9-ta rano, Plac św. Piotra
Niezliczone rzesze pielgrzymów różnej narodowości z flagami, proporcami chustami z logo naszego Ruchu. Cudowny to widok! Błysk w oczach czekających w kolejce do auli Pawła VI, radość, dobry humor, podekscytowanie… Budującym był widok sióstr zakonnych, księży, a przede wszystkim biskupów, którzy, tak jak świeccy, czekali na wejście do auli. „Z ludu wzięci i do ludu posłani”, to dodaje człowiekowi skrzydeł.
Audiencja Papieża Franciszka, aula Pawła VI
Sala wypełniona po brzegi, ponad 7 tys. ludzi oczekujących „człowieka w bieli” – Ojca Świętego. Jest!!! Fala okrzyków, braw, skandowanie na Jego cześć, uściski dłoni, ciepłe spojrzenia i słowa oraz nasz hymn jubileuszowy na wejście Papieża. To zapadło mi w pamięć i wzbudziło dumę z przynależności do Ruchu Szensztackiego. Ponadto, słowa Ojca świętego: aby nie trwać w grupach wzajemnej adoracji lecz wychodzić na zewnątrz i dawać świadectwo własnym życiem. To takie oczywiste, ale słowo Papieża jest mocniejsze i bardziej przekonuje oraz uwiarygodnia słowa kapłanów i własne refleksje. Do tego wszystkiego zdanie: „Kościół bez Maryi jest sierocińcem”. To parafraza naszego hasła: „nic bez Ciebie…”. Nie da się więc żyć bez pomocy Maryi! A jeśli ktoś Maryi nie chce przyjąć jako matki, to – jak zażartował Papież – musi Ją przyjąć jako teściową.
Krystyna – animator Rodzin Szensztackich
—————————————————————————-
Jeszcze rok temu nie słyszałem ani słowa o Ruchu Szensztackim, ojcu Kentenichu, Matce Trzykroć Przedziwnej. Dzisiaj dzielę się przeżyciami, których doświadczyłem w Rzymie, kiedy wraz z papieżem Franciszkiem i członkami tego Ruchu, dziękowałem Bogu za 100 lat jego istnienia. Do Wiecznego Miasta pielgrzymowałem jako osoba sympatyzująca z Ruchem Szensztackim. Od pewnego czasu dane mi było poznać (głównie teoretycznie) charyzmat tej wspólnoty, jednakże to, co przeżyłem w Rzymie, jest wyjątkowe. Niesamowitą była otwartość członków Ruchu nie tylko na siebie nawzajem, ale także na człowieka niezwiązanego w żaden sposób z Szensztatem. Wśród nich czułem się jak w swojej własnej wspólnocie. Przez cały pobyt w Watykanie miałem dość dziwną pewność, że znajdę u nich pomoc, mimo barier językowych i kulturowych, jakie nas dzieliły. To wzmogło moją świadomość eklezjalną – Kościół to nie tylko moja parafia czy diecezja, ale także piękna wspólnota jednocząca ludzi z całego świata.
Wyjątkowym przeżyciem była również możliwość spotkania się z papieżem Franciszkiem podczas audiencji w auli Pawła VI oraz na placu św. Piotra, w czasie niedzielnej modlitwy Angelus Domini. Obecność Ojca Świętego spotęgowała we mnie świadomość, że to jest właśnie mój papież – głowa Kościoła, do którego z całą świadomością należę. Nie tylko jest on moim ojcem, lecz także ojcem milionów moich sióstr i braci rozproszonych po całym świecie. Wielokrotnie odnosił się do członków Ruchu Szensztackiego przypominając im, że ich zawierzenie Maryi ma oświetlać ten świat, pełny zwątpienia, rutyny i lęku. Dodawał otuchy w tym trudnym zadaniu oraz dzielił się swoim zawierzeniem Matce Boga. Słowa Franciszka, jego nauczanie, obecność, uśmiech i świadectwo wiary odbija, jestem o tym przekonany, niemałe piętno na sercu każdego, kto na niego patrzy. Słowem: Jego świętość jest wprost zaraźliwa!
Mateusz, członek Zespołu CORDIS i Przyjaciele